Sunday, December 20, 2009

drutowe swiateczne spotkanie


Cala nasza grupa robotkowa spotkala sie na swiatecznej kolacji w czwartek wieczor. Przez kilka tygodni wplacalysmy na spotkaniach po pare euro, zeby miec choc czesc rachunku z glowy. Dzielnie liczyla Sandra, ktora serdecznie pozdrawiam, bo to wlasnie od niej dostalam moj prezent robotkowy. Kazda z nas miala wylosowana jedna osobe dla ktorej miala zrobic chustke lub szalik. 
Ja wylosowalam Tiger, ktorej ulubionymi kolorami sa czarny i pomaranczowy. No akurat tak sie zlozylo, ze milam czarna alpake wyczesana, wiec dofarbowalam tylko troszke pomaranczu i na szybko, przyrzekam , bardzo szybko, uprzedlam cienka pojedyncza nitke. Potem na grubych drutach, chyba nr 8, zaczelam robic, jakze modny w tym sezonie, golfik, o bardzo prostym wzorze: 
•••••••••••••••••-- 
///*•*•*•*•*•*///-- 
•••••••••••••••••--
/ dwa razem, * narzut, • prawe, - lewe 
wychodzi taka fala z dziurkami. Latwo szybko i przyjemnie. p.s. jak sie obfotografuje w moim prezencie to dam znak. Czasu niestey u nas niedostatek, bo swieta ida, a ja w lesie...

Saturday, December 12, 2009

dawno dawno mnie nie bylo, co?

no wiem wiem, zaniedbalam... z przyczyn jednak niezaleznych, chociaz moje lenistwo i braki produkcyjne tez maja swoje grosze do dolozenia. najpierw popsul mi sie aparat, dokladniej karta posluszenstwa odmowila, wiec jak to bez fotek pisywac? przeciez sie nie da. potem nawal obowiazkow w pracy totalnie zniechecil mnie do jakiejkolwiek tworczosci, no nawet gotowanie obiadow zaniedbalam :) nastepnym czynnikiem skladowym to zajecia pozaszkolne mojego syna i wogole jego szkola, czyli kompletna reorganizacja dnia, do ktorej dopiero teraz powoli sie przyzywczajam. No dosc juz tego kajania sie, przejdzmy do konkretow.
Na drutach:

Duzo nie ma, bo... patrzy jak wyzej napisano, kompletna deorganizacja, nawal obowiazkow i chyba jeszcze pora zimowa. kurde jak ide do pracy to ciemno, wracam z pracy ciemno, nic tylko spac...

ok pierwsza rzecza jaka mam do pokazania to butki dla dzidziusia. nasza rodzina sie powieksza :) nie, nie, nie ja! moja najmlodsza kuzynka bedzie miala chlopczyka. no to bach, skarpetko-buciki sie powinny przydac. jak zwykle totalna improwizacja, podpieralam sie tylko fotkami z ravelry. ja nie wiem, ale jakos mi sie lepiej robi z glowy niz jak mam sie gapic na wzory, jakos kompletnie ich nie rozumiem. a na wszelki wypadek, zeby druga mi wyszla taka sama, to sobie schemat sama narysowalam, jakby ktos chcial skozystac i sie polapie o co chodzi to prosze bardzo sie czestowac.

no i skarpetki skonczylam :) troche mi zeszlo, no ale.. (jak wyzej) i wcale a wcale nie bylo bardzo trudno. ot przy serialu sie dlubalo. bardzo, bardzo jestem zadowolona, jednak dwie na raz, od palcy robione skarpetki to spore ulatwienie.
A. zawsze wyjda takie same
B. nie trzeba czekac na skonczenie drugiej
C. mozna zrobic taka dlugosc na jaka przedzy starczy

skonczylam tez moj secret santa project, ale o tym cii... bo jeszcze nie podarowany.

a na kolowrotku:
sliwkowej welny nie skonczylam, nie wiem czemu, ale mnie jakos mordercze czasowo przedsiewziecia odrzucily, za to na szybko uprzedlam dosc grubego singla z welny, alpaki i kaszmiru, fajnie wyszedl w takich moich jesiennych kolorkach. natychmiast zrobilam z niej czapke, ale mi sie nie podobala, to poprulam, zrobie sobie cos innego.

Friday, November 13, 2009

Trrruuu tuu.. tu, tu, tu! skonczylam!

Sluchajcie, udalo mi sie w czasie wyrobic. Ponczo mialo byc na Listopad i... bylo. Szlo slimaczym tempem, ale jednak sie udalo. Z samego rezultatu tez jestem zadowolona, bo pomimo totalnej improwizacji nawet rowno wyszlo :) Pani Mama, tez zadowolona i wogole wszyscy szczesliwi :) Dorobilam tez filcowego kwiata, zeby bylo bardziej weselnie, no jak impreza to impreza!
O moim nastepnym projekcie nic nie moge napisac, bo to Secret Santa Project :) w mojej grupie robotkowej. I choc zadna z dziewczym po polsku nie mowi, to sami wiecie, sekret to sekret!
O jak ja kocham swieta i prezenty! Nigdy nie mam czasu na porzadne ich przygotowanie. A teraz w listopada polowie, zaczynac dziergac, sensu nie ma, wiec znow w tym roku, wiekszosc prezentow zakupie. Ale szczerze obiecuje, tu przed szeroka publika, ze juz od stycznia 2010 mysle o prezentach wlasnorecznie zrobionych, dla wszystkich obdarowywanych przeze mnie.

A co na kolowrotku? przede koncowki i inne smiecie. Wszystkie resztki w kolorach sliwkowych. Chce zrobic potrojny-skret, wiec przede bardzo cienko, a co za tym idzie - wolno :) A co ja sie oszukuje? wolno, bo cierpie na chroniczny przykurcz czasowy :) no ale w koncu zrobie. 1/3 juz gotowa!

p.s. za jakosc zdjec poncza serdecznie przepraszam, kiepskie warunki byly zarowno sprzetowe jak i pora nieodpowiednia.

Monday, October 19, 2009

czaso-przestrzen mi sie skurczyla...

Tradycyjnie, moja czaso-przestrzen sie tak zakrzywila, ze trudno powiedziec na jekiej plaszczyznie zniknela. Sama nie wiem jak sie to dzieje, ze niby wszyscy mamy tyle samo czasu, ale ja jakby duzo mniej niz inni. I wcale nie tak jest, ze np. wiecej spie czy wolniej jem. urok chyba ktos rzucil, czy cos, i mi sie tak z godzinki nagle robi pol. No ale, wciskam jak moge w ten ciagle kurczacy sie czas, moje zadania rekodzielnicze. Raz z lepszym, raz ze skutkem gorszym, wciaz jednak uporczywie brne w ta forme samorealizacji.
I tak, czapka bez przeznaczenia o ktorej pisalam tutaj, przeznaczenie znalazla, bo otrzymal ja Mietek w prezencie urodzinowym, oczywiscie po spersonalizowaniu prezentu w formie doszycia metki z litrka M, jak na zalaczonym obrazku widac.

Postanowilam tez jak zwykle, skomplikowac sobie zycie (tak tak, mam do tego talent wielki) i zamiast robic spokojnie tradycyjna metoda, obralam wersje trudniejsza i robie dwie skarpetki na raz, na drutach z zylka i to jeszcze od palcy w gore, no i oczywiscie, zeby tak prosto nie bylo, to dodalam azurowy wzorek, a co mi tam... I stwierdzam, ze wcale duzo trudniejsza ta wersja nie jest, pod warunkiem, ze sie przebrnie, przez piete :)

Od jakiegos czasu tez robie ponczo dla Pani Mamy (nie mojej mamy, Malgosi, Mietka zony, mamy :) ). Fakt, ze robie juz ponad miesiac, calkiem prosta rzecz, wydaje mi sie zgola dziwne, no ale, znowu urok dal znac o sobie i co w rece ponczo wezme, to sie cos wydarzy, wiec sie tak z tym cackam. Czasu akurat mam sporawo, bo zamowienie na listopad ma byc gotowe.  Tyle, ze listopad w siedmiomilowe buty sie odzial i nadciaga z ogromna predkoscia.

Friday, October 9, 2009

Kaszmir moja milosc...

Kaszmir to jeden z 4 regionow Dzammu i Kaszmiru, spornych terytoriow na granicy Indii i Pakistanu. Na naszych mapach widniec bedzie podzielony pomiedzy te kraje. Indie posiadaja Kotline Kaszmirska, a Pakistan Azad Dzammu i Kaszmir. Trudno jednak dokladnie okreslic przynaleznosc tego regionu, bo roszczenia obu panstw nadal a zywe. I wlanie na tym terenie hoduje sie kozy kaszmirskie, dajace jedna z najbardziej pozadanych i luksusowych welen na swiecie. Kaszmir jest puchowy i bardzo miekki a wlokna sa bardzo cienkie okolo 16-18 mikronow. Wystepuje w naturalnych kolorach: bialym, brzowym i szarym. Wlokna sa tez bardzo lekkie i dosc dlugie okolo 10-12 cm, co sprawia, ze mozna go przasc bardzo cienko.
Z 400g kaszmiru w naturalnym zlotawo-brazowym kolorze dalo mi okolo 600m przedzy o WPI 22. Przedzie sie to jak bajke, latwo sie wyciaga w przeciwienstwie do jedwabiu, troche sie slizga w palcach, co ja akurat bardzo lubie, jakos mi tak latwiej jak mi przez palce przecieka, jak zreszta ostatnio cale moje zycie:)
Oprocz tego, ze przy koncu sie juz troche nudzilam, bo przedlam to to chyba z miesiac, pewnie jakbym miala czas, czyt. byla bezrobotna (tak tak, bardzo chce byc bezrobotna, ale sie niestety nie da!), to poszloby szybciej i wrazenie nudnosci wogole by sie nie pojawilo, no ale... to wiekszych zastrzezen do samego przedzenia nie mam. Moja przedza to nitka pojedyncza, cieniutka i bez przeznaczenia. Robilam tez probe dwu-nitkowa i tak samo, bez zastrzezen, bardzo latwa welna w obsludze. :)

Wednesday, September 23, 2009

Swiatowy Dzien Przedzenia Publicznego 2009

Bardzo przyjemnym dniem tygodnia jest sobota, a juz spedzona na przedzeniu to prawie rozpusta. A zeszla sobote wlasnie, odbyl sie Swiatowy Dzien Przedzenia Publicznego. Nie omieszkalam do obchodow dolaczyc. Spotkalysmy sie w Killarney, skadinad pieknym zakatku swiata, w The Crafty Alley.
Bylo nas raptem cztery, ale robilysmy niemala furore. Tlum dzieciakow zagladajacych przez okana i co odwazniejsze panie dopingowaly nam mocno. Ja ze swoim Louetem, Myfanwy z Ashfordem Trawelerem, i tu musze dodac, ze podwojny czlapej to jest wynalazek godny nagrod paru, wiec Swiety Mikolaj w liscie odemnie dostanie prosbe o takie oto cudo :), Orla ze swoim staruszkiem Ashfordem, na ktorym tak samo dobrze sie przedzie jak na nowszych modelach, oraz Sara, ktora dopiero uczyla sie przasc na wrzecionie i calkiem jej dobrze szlo.
Jak to zwykle jak sie baby spotkaja, wiecej bylo pierdul niz konkretow, no i sporo przedzenia, wyprobowalam wszystkie kolowrotki, skoro juz mialam okazje.
Pojawila sie tez starsza pani, ktora przez cale zycie chciala poznac kogos kto potrafi obsluzyc kolowrotek, bo to takie jej przyjemne wspomnienia o babci, prawie zawalu dostala, jak zobaczyla trzy kolowrotki naraz i to w dodatku dzialajace.
Ja jak zawsze zostawiajac wszystko na koniec, nie zrobilam zdjecia zadnego, wiec dzis fotki
dzieki stitchlily.

Monday, September 21, 2009

w pospiechu jak zawsze...

Troszke was zaniedbalam, moi drodzy czytelnicy, zadnego wytlumaczenia sensownego nie mam. ot tak, czas po prostu plynie, a mnie akurat, szczegolnie szybko.
Czapka pomaranczowa juz daaaawno zrobiona. Taka dwugodzinna robotka. Wlasnie takie lubie najbardziej, bo sie czlowiek nie nameczy a efekty widac natychmiast. Jako modela uzylam syna mojego, bo sie akurat napatoczyl. Czapka sama w sobie jest rozmiaru uniwersalnego, absolutnie na wszystkich pasuje :) i w rozmiarze i w kolorze.
Przede tez, caly czas, ten kaszmir i choc przedzie sie go wysmienicie, to juz mi lekko bokiem wychodzi, bo przede i przede. Na szczescie dno torby juz widac, wiec i koniec blisko. Teraz czas na znalezienie mu odpowiedniego przeznaczenia. Sama nie wiem, moze szal? :) Pewnie i tak z pol roku przelezy, zanim sie za niego wezme, bo kolejka moja dosc juz przydlugasna, no ale, zawsze lepiej sie przygotowac wczesniej.


p.s. W zeszla sobote bylam na spotkaniu z okazji swiatowego dnia przedzenia publicznego. ale o tym na razie sza... bo czekam na zdjecia... :)

Tuesday, August 25, 2009

nie ogarniam...

juz ponad tydzien jestem w domu, ale jakims dziwnym trafem nie moge sie ogarnac. ani z praca: jak zwykle w czasie mojej nieobecnosci nie posunelo sie nic, a ewa teraz jest na miejscu i migusiem nadrobi :) ani w domu: mialam swiateczne porzadki zrobic kozystajac z okazjii, ze chlopakow nie ma, ale sie jakos zebrac nie moge :) ani z robotkami: nagle mi sie tyle naskladalo, ze sama nie wiem od czego zaczac. no dobra, pozalilam sie to sie teraz pochwale.
pierwszy na tapete idzie vege szal. chce powiedziec, ze... zakochalam sie w azurach (no przynajmniej tym jednym, ktory zrobilam) latwo, szybko i przyjemnie. porocz tego moja wielka miloscia zostala soja, ktora niestety nie dlugo cieszyla sie miejscem pierwszym w moim sercu, ale o tym za chwil kilka. wogole dawno sie tak nie cieszylam jak cos zrobilam.
numer dwa to moja nieodparta milosc do przedzenia wogole. jak tylko wrocilam do domu, to chyba na dzien nastepny siadlam do kolowrotka i uprzedlam welne z sufoksa, wczesniej juz zafarbowana na pomaranczowo. myslalam, ze sie mi zapomni ta nauka i bedzie ciezkawo po tak dlugiej przerwie uprzasc cos rowno, ale nie, okazuje sie, ze tego, jak jazdy na rowerze, sie nie zapomina. oczywiscie nie moglam sie oprzec i zaczelam robic czapke.
a na koncu szarym, moja nowa milosc najwieksza: kaszmir. ja naprawde myslalam, ze alpaka jest debesciara, ze soja bije wszystkie inne wlokna na glowe, poki nie sprobowalam kaszmiru. ah... mialam go juz dosc dlugo, kupilam na ebayu, pol kilo, bardzo tanio, i jak zwykle sie najpierw musialam wkurzyc, paczka tak jechala papierosami, ze ja otwarlam i rzucilam do garazu, zeby sie przewietrzyla. wietrzyla sie tak i wietrzyla, az zapach prawie sie ulotnil. no to sie wzielam za przedzenie. i... jestem po prostu zakochana. wlokna sie lekko slizgaja, ale nie wypadaja, sa dosc dlugie, okolo 8cm, przasc mozna bardzo cienko, a przy tym, bez duzej ilosci splotow, przedza jest blyszczaca, lekka i mieciutka. zrobilam test jak najlepiej przasc. jedynki sa ok i tak chyba zostanie, dwu-skret tez fajnie wychodzi, ale moim zdaniem najladniej jak jest gesto skrecony, przez co przedza staje sie troche sztywniejsza i troj-skret podobnie jak dwu-skret, ladnie wyglada, ale juz nie tak lekko i zwiewnie.
aha, przyszedl dzisiaj len i welna z owcy wensdeydale w lokach, chce tez przypomniec sobie frywolitki, no i czas skonczyc moj projekt "od owieczki do sweterka"
no i sama nie wiem za co sie zabrac...

Wednesday, August 19, 2009

po powrocie

juz wrocilam, ale...
nie mam aparatu, wiec nic nie pisze, bo tak paplac bez obrazka nieprzystoi.
a dla pamieci, zapisuje:
1. pokazac vege szal :) w calej okazalosci
2. pochwalic sie kaszmirem do przedzenia
3. obfotografowac na szybko uprzednieta przedze z sufoksa (taka glodna rekodziela bylam, ze tuz po przyjezdzie sie za przedzenie zabralam, chyba cos ze mna nie teges.)

Saturday, July 25, 2009

na kolanach

dzisiaj tylko tak krotko, bo nie ma co przy sobocie sie przemeczac. szal sojowy (hehe, vege szal) robie w tempie ekspresowym, bo chcialabym przed moim wyjazdem zakonczyc i sie w niego na slub wystroic, czy sie uda? nie wiem. popatrzcie sami, oto jak moj swiat wyglada: robotka w reku kot na kolanach i komp przed oczami, zeby kontaktu z pseudo-rzeczywistoscia nie tracic :)
w zeszla niedziele tez pofarbowalysmy z aska welne od mojego zaprzyjaznionego farmera, musze ja do konca poprzerobiac, bo dzwonione bylo, ze nastepna partia na mnie czeka. szczescie, ze chlopaki moi zostaja na dluzej w polsce to bede miala wiecej czasu dla siebie... ah... czegoz to ja nie zrobie?
i to na tyle, zegnam sie z wami, moi drodzy czytelnicy na jakis czas, obiecuje odezwac sie po powrocie. baj.

Monday, July 20, 2009

soja szal

Tour de Fleece trwa dalej, a ja dalej przede, choc raczki bola. Soja jak juz wiecie uprzedzona, wyszla calkiem ladnie i calkiem duzo. Cos okolo 450m moze ciut wiecej. Nie mam dokladnego Niddy-nuddy, wiec metraz w przyblizeniu z duza iloscia tolerancji podaje. Tak mi sie spodobala, ze sie od razu wzielam sie za robotke, a mianowicie moj pierwszy w zyciu trojkatny szal. I chce powiedziec, ze jest to dla mnie bardzo duze wyzwanie, bo: ja nie umiem czytac wzorow, po prostu jak widze te wszystkie skroty "ssk", "slp k2tog psso", itd, to wydaje mi sie, ze to jakis chinsko-japonski jest (nie zebym cos do chinczykow czy japonczykow miala) i moj mozg tego nie przetworzy, wiec gapie sie na rysunki, ktore tez jakby po koreansku narysowane byly (i tu znowu do koreanczykow absolutnie nic nie mam). dodatkowo, ja kompletnie nie umiem liczyc. no do 100 pododaje, ale jakby mi dzielic kazali to mogila, to samo z odlegloscia i przestrzenia. ja sie nawet u mnie na osiedlu gubilam :) ale sie zawzielam i robie. poki co mam 7 powtorzen wzoru golwnego zrobione i juz umiem na pamiec wiec luz. podejrzewam, ze plynne przejcie ze wzoru glownego do brzegowego raczej nie nastapi i klnac bede przeokropnie, ale jak to moj kochany mowi w Debilandi nie zyjesz i sie trzeba nagimnastykowac, zeby to udowodnic. no to wlasnie udowadniam i sobie i calemu swiatu, hej!

Ponad to testuje troche alpake, wnioski w osobnym poscie jak stestuje wiecej.

Friday, July 17, 2009

juz zapisani byli w urzedzie, biale koszule na sznurze schly... lalla...

a spod slubnej sukni wystawac bedzie koronkowa podwiazka. tak, tak, duzo gadania bylo, roboty jeszcze wiecej, ale sie udalo skonczyc dlugo przed czasem. i bardzo dobrze, bo szczerze tej robotki nielubilam. za to, rezultat moich zmagan, jest jednym z moich ulubiencow. ale od poczatku. siostra moja za maz wychodzi i szczesc im sie zycie jak najbardziej. postanowilam wiec zrobic prezencik w postaci podwiazki. niby nie wazne, bo nie widac, ale ja uwazam, ze jak juz slub brac, to z pompa i wszystkimi mozliwymi akcesoriami. nitka to 100% mulberry jedwab do haftowania, czyli bardzo cieniutka, szydelko - 1,25mm. czas - niepoliczalny, bo nie dosc, ze mi sie dziabac na raz nie chcialo, to jeszcze dwa razy prulam, wiec mi zeszlo z dwa miesiace. za to koronka jest bardzo delikatna i kurde, sama chyba za maz wyjde tylko po to, zeby te gadzety poubierac! a zreszta popatrzcie sami.

Monday, July 13, 2009

jedziemy dalej, dni od piatego do dziesiatego...

no dzis dzien wyscigu dziesiaty, czyli kolarze nie kreca i my nie krecimy. WOLNE! nie powiem, ze mnie nie ciagnie, ale twarda jestem i sie nie dotknelam, kurde chyba sie uzalezniam od przedzenia.
ale w telegraficznym skrocie, bo to juz pozno i isc spac nalezy, co sie wydazylo podczas mojego kolem krecenia.
dokonczylam megabata i sama nie wiem jakie odczucia zywic, bo niby ladny wyszedl, bo ma swoja wage 380g dokladnie, a wiec calkiem sporo jak na reczna robote, no jest ok, ale... w zasadzie, nie wiem do czego sie przyczepic, ale jakos mi nie lezy. i dobrze, bo babci chcialam cos w prezencie uprzasc, wiec sie kobiecina ucieszy.
dalsza moja praca przy kole wiaze sie z raczej testami i probami niz z konkretnym przedzeniem. uprzedlam soje w bardzo cienkie single, jeszcze nie wyschla wiec fotki pozniej. ogolnie przedzie sie bardzo fajnie, tylko jak ktos ma tendencje do goracych rak to nie polecam, potwornie sie klei. ciezko jest tez uprzasc ja delikatnie, bo sie bardzo zrywa jak nie ma sporej ilosci skretow, wiec mnie wyszla troche za mocno skrecona, ale o dziwo calkiem ladnie sie wyprostowala po praniu, czyli jest ok. zaskoczona tez jestem iloscia naprodukowanego wlokna w stosunku do wagi poczatkowej (pytanie do przadek: czy wam sie tez zmniejsza waga po uprzedzeniu, czy tylko ja tak mam?) mialam tej soji okolo 50g a wyszlo mi 450 metrow, fakt, ze cienka, ale z alpak mi wychodzi okolo 300m. hmmm... wyglada na to, ze soja lzejsza.
zaczelam tez testy roznych grubosci dla przedzenia alpak. no ale o tym pozniej, bo ani jednego zdjecia nie zrobilam jeszcze, ana obrazkach to najlatwiej wyjasnic.

p.s. skonczylam tez podwiazke dla mojej siostry na weselny prezent, powiem tylko ufff...

Tuesday, July 7, 2009

Wyscigu dzien pierwszy, drugi, trzeci i czwarty

No nie powiem, ze latwo jest, nie powiem. Artretyzm palca mi grozi na starosc i tego niestety sie uniknac nie bedzie dalo, no ale coz... sport wymaga poswiecen.
I tak, w dzien pierwszy zrobilam niewiele, bo potomny moj marudzil i wogole jakos tak wyszlo, ze mialam dla siebie raptem pol godziny, no ale wystartowalam.
Dzien drugi owocny okazal sie bardziej i nadrobilam sporo, bo okolo 200g pierwszego singla skrecilam. Wczoraj czyli w dniu trzecim ogladajac z ukochanym film "Sztos" skrecilam druga szpulke singla. Najgorsze, ze nie wiem o co chodzilo, bo sie tak wposcilam w przedzenie, ze w zasadzie ignorowalam fabule :)
Dzis za to, skrecam razem w "2 ply", jak to przetlumaczyc na polski to nie wiem, podwojny skret moze? ma ktos pomysl? jestem juz na finiszu wiec mega batt, przeznaczony na nieco dluzej, bedzie caly uprzadniety. I co ja biedna zrobie?

Friday, July 3, 2009

Tour de Fleece 2009

Tour de France, to jak kazdy wie, jedno z najwiekszych swiatowych wydazen zwiazanych z kreceniem kola. A, ze kazda porzadna przadka zamilowaniem do kola krecania pala, nie wypada, zeby z tej okazji nie zrobic czegos spektakularnego. Bo moze i na rowerze jezdzic umie, lecz blizsze jej kolo zamachowe. Tak wiec, powstala zabawa Tour de Fleece. I tak, w trakcie kazdego dnia trwania wyscigu rowerowego dookola Francji, uczestnicy Tour de Fleece, kazdego dnia w ruch swoje kola wprowadzic musza. Oczywiscie i ja zglosilam sie. wystapie w reprezentacji irlandzkiej, bo niestety w tym roku polski team nie powstal, ale byc moze w ramach propagowania nowego sportu uda sie druzyne skompletowac w roku przyszlym. Poki co, trzymajcie kciuki za dowje stranieri w barwach Irlandii (druga reprezentanka Poloni na obczyznie jest Nieustraszona w kola w ruch wprawianiu Jagienka :) Poniewaz Tour de Fleece to nie lada wyzwanie postanowilam skrecic mega batta :) jak na zalaczonym obrazku. Jest to Alpaka wlasnorecznie farbowana i czesana, z domieszka rowniez Alpaki tym razem w naturalnym czekoladowym kolorze, okolo 500g.

p.s. fotosy jutro :)

Tuesday, June 30, 2009

huuu.... nareszcie

No nareszcie zakonczylam krecenie zielonego mixu alpakowo-welnianaego. Ale sie naklelam przy tym! Pogoda nam dopisywala tego czerwca, co raczej zdaza sie nie czesto na tej szerokosci geograficznej, wiec robota nie dosc, ze slamazarnie szla, to jeszcze parzyla w raczki :) A i welnia potwornej jakosci byla, pelno brudu i jakies resztki slomy. Wiecej zadnej welny na ebayu nie kupie. No po prostu myslalam, ze z siebie wyjde, jak co chwila musialam ta trawe wyciagac. No ale, hura! hura! udalo sie. Sama przedza przeznaczona jest na kontynuacje projektu "od owieczki do sweterka", ktory powstaje z rozowawa Avril i czernia.
I to dzis chyba na tyle, bo kurde juz 20, a ja jeszcze ogrodek przeplewic musze. :)

Thursday, June 18, 2009

To nie jest tak, ze ja nic nie robie.

Sluchajcie, sama nie wiem jak to sie dzieje, ale czas mi po prostu ucieka. To chyba ta pogoda, ktora jakos nacieszyc sie nie moge, normalnie wiecej slonce swieci niz pada. Normalnie, niemozliwe!
Tak wczoraj myslalam przy pieleniu mojego organic na maxa ogrodka, ile czlowiek ma czasu na swoje wewnetrne przemyslenia, a ile na swoje dlubanie. I okazalo sie, ze faceci maja wiecej czasu na dlubanie a my biedne "wyemancypowane na sile" to se mozemy podlubac jak obowiazki zostana spelnione. Moglabym tu caly plan dnia wypisac, ze szczegolnym naciskiem na roznice czasowe w czasoprzestrzeni meskiej i damskiej, ale po co ja sie znowu mam denerwowac? Fakt jest taki, ze porzadnie wyemancypowana kobieta, czasu na robotki ma tyle ile zasiadzie z wieczora, o ile jej sie jeszcze chce. Czyli gdzies z godzinke z przerwami. O jak ja marze, zeby isc na bezrobocie i sobie tak posiedziec i podziergac caly bozy dzien...
Ale, zeby nie bylo, ze mi sie nie chce, wiec sie chwale co zrobilam w ciagu tych marnych paru godzin w tygodniu. Jak wspominalam wczesniej, robie siostrze mojej podwiazke na slub. Glowny ozdobnik juz zrobiony, czyli irlandzkie roze, cale trzy z listkiem, sama opaske koncze, powinnam sie do niedzieli wyrobic (taki sobie deadline dalam sama) i z racji tego, ze musi byc cos niebieskiego, chyba zrobie guziczko-koraliczki z fimo i tak o podoczepiam, ale jeszcze nie wiem.
Dokrecam tez zielona przedze na moj sweterek z projektu "od owieczki do sweterka" :) chyba nic na ten temat jeszcze nie pisalam, idea jest taka, jak tytul. Zlapac zwierze, ostrzyc, uprac welne, uprzasc, zrobic sweterek :) prawie mi wyszlo, jedyne co to nie strzyglam, ale samo zwierze widzialam na wlasne oczy. No i plecy do zrobienia zostaly. Czuje nosem, pelny sukces, pytanie tylko kiedy zostanie on osiagniety? No, ale robotkowanie uczy cierpliwosci, czyz nie?
A cierpliwosci trzeba do... do pieczenia chleba :) Tak tak, uparlam sie i upieklam, prawdziwy chlebek zytnio-pszenny na zakwasie :) make kwasilam 4 dni, ciasto zrobilam szybko, ale roslo dnia pol, ale za to jaki pyszny wyszedl, mniam.
Zakwasu mam sporo, wiec jakby ktos reflektowal to sie chetnie podziele.
Aha i jeszcze w chwili samotnosci wymyslilam, ze ufilcuje prosty portfel dla mojego dostawcy alpak, tylko sie wziasc za filcowanie musze.

Tuesday, June 16, 2009

Skad sie bierze sweterek? Czyli co zrobic z welna po kolei

Tak troszke nie pokolei z tymi poradnikowymi postami jade, ale coz... czego sie nie robi dla wiernych czytelnikow :) Moze miniliste zrobie co i jak po kolei a juz sami potem sobie bedziecie szukac :)
1. golimy zwierze lub zbieramy plona z roslin
2. pierzemy. i tu rozne szkoly roznie mowia, jedni, ze prac inni, ze nie ma potrzeby w tej chwili, ze mozna pozniej. ja osobiscie robie to na tym etapie, z czystej pedantycznej przypadlosci. nooo... nie lubie jak przy czesaniu czy przedzeniu pojawia sie brud i kurz (po praniu i tak sie pojawia, ale nie tak skumulowany jak bez prania). natomiast jesli chcemy miec wodoodporna czapke (tylko z wlokien zawierajacych lanoline) to prosto z welny obcietej nawet bez specjalnego czesania przedziemy i robimy i juz, lanolina i tluszcz zadnej kropli wody nie przeposzcza.
3. czeszemy. i tu tez roznie, jak sie ma welne dobrej jakosci mozna przasc prosto z lokow, bez czesania, ale to musi byc naprawde dluga, albo jesli chcemy uzyskac artystyczny efekt nieladu na wloczce. ja czesze w tym momencie, chociaz fanka tej operacji nie jestem czy to czesanie reczne, czy greplarka bebnowa, no nuda po prostu. czasem pomaga mi moj syn lub/i partner zyciowy, wtedy jakby wiecej fanu jest. polecam wiec czesac zawsze w towarzystwie :)
I tu kroliczyca odpowiadam na twoje pytanie, czy welna sie filcuje w trakcie czesania: nie, taka mozliwosc nie istnieje. zeby welna sie filcowala musi nastapic reakcja mechaniczna, czyli ubijanie lub pocieranie welny z woda i mydlem.
Wlokna welny pecznieja pod wplywem goracej wody a luski sie otwieraja i zachodzac na siebie jakby sie klejaja. najlepiej jest traktowac welne na przemian to goraca to zimna woda, wtedy doznaje ona szoku i szybciej sie wlokna skrecaja. waznym elementem jest tez mydlo, bo to wlasnie ono zmiekcza luski pozwalajac im sie mocniej scisnac. jak wiec widzisz na sucho targac welne mozna do woli, czy to reka, czy maszyna.
4. farbujemy, lub jesli mamy welne w pieknym naturalnym kolorze to opuszczamy ten podpunkt, mozemy tez juz uprzedzona welne ufarbowac, czyli zamieniamy 4 na 5 i odwrotnie, wg. inwencji i uznania.
5. przedziemy, albo filcujemy
6. cieszymy oko gotowym produktem

Wednesday, June 3, 2009

lato pelna geba...

...a ja wcale z wprawy nie mam zamiaru wyjsc. ciagle i ciagle, choc juz moze nie z taka ochota jak zima, ale robie. przy welnie, to w taka roku pore baaardzo jest goraca, wiec jakby i przedzenia i robotek sie odechciewa.
No ale w piatek jade po nowa dostawe owczej welny, wiec co mam to musze doprac i posegregowac chociaz. Ale, zeby nie bylo, ze serio juz nic nie robie to:
1. uprzedlam czarna alpake, ktora doloze do Pink Avril & Co. z ktorej zaczelam sweterek z krotkimi rekawkami.
Poniewaz jest jej stanowczo za malo, wiec bedzie tak: z przodu roz, z tylu zielen a po boku czarne. Zielony nadal krece, ale idzie ladniutko.. ho, ho...
2. poniewaz robienie sweterkow to stanowczo za dlugo, a ja lubie miec cos szybko, to zrobilam w dwie godzinki opaske z eksperymentu kolorowego, ktory zapewne dobrze pamietacie.
I wiecie co? Tak jak sie spodziewalam, szybko, latwo i przyjemnie.
3. robie dla mojej siory na wesele podwiazke, ale o tym kiedy indziej, bo sie na ta robotke z lekka wczoraj obrazilam :)

Thursday, May 28, 2009

Kolowrotek? nie potrzebny!

Nie nie, wcale nie trzeba kolowrotka posiadac, zeby zaczac zabawe w "u przasniczki siedza" :) wystarczy kijek, haczyk i kawalek kamienia z dziurka, albo dwa krotsze kijki, albo cos co kijka obciazy, ot stare plyty CD. teoretycznie nawet haczyk niepotrzebny, niemniej robote ulatwia. I tak domowym sposobem mozemy posklejac narzedzie przedzarskie. Nawet nie trzeba za bardzo na fizyce sie znac, zeby zrozumiec jaka sila napedzane jest wrzeciono. Krecimy i juz.
Ja zaczelam od prostego wrzeciona kupionego na ebay'u za chyba 5 funciakow. mam go do tej pory i szczerze, nie moge narzekac. Sliczny moze nie jest, tak jak niektore, prawie dziela sztuki, ktore mozna znalezc na etsy, niemniej robote swoja robi a przeciez to jest najwazniejsze.
Ok, wiec od czego zaczac? Najlepiej od sprawienia sobie wrzeciona i welny. Wrzeciono mozna zrobic samemu z CD i patyczka, latwizna i taniocha, nie bedzie szkoda wywalic, jak nam sie zabawa w przedzenie znudzi. A welne polecam w takich dlugich tasmach (rowing), bo latwo sie ja przygotowuje a potem przedzie. Ja ze wzgledu na to, ze sama welne sobie piore i czesze takich tasiemek nie mam, wiec wam nie pokarze.
A teraz wlasnie pomyslalam, ze sobie zrobie wrzeciono sama, wiec ide a i aparat wezme ze soba :)
cdn...

Thursday, May 21, 2009

zeby nie bylo, ze ja ciagle krece II

jak juz wspominalam wczesniej, tak sie fajnie zrobilo na dworze, ze mi sie nie chce ta welna dogrzewac. postanowilam, wiec porzucic na chwilke moja welniana pasje i skupic sie na rzeczach bardziej przyziemnych, a mianowicie malowanio-dekupazowaniem. Potwornie jestem zadowolona z ostatniej pogody, bo moge z calym moim balaganem rozwalic sie na ogrodzie i nikt nie bedzie stekal, ze farbki na stole i zjesc sie nie da, pozmywac sie nie da, bo pedzelki w zlewie, chusteczki zamiast do nosa uzywac, to rozkladam i ogladam, jakbym bibuly nie widziala w zyciu i takie tam inne... Wlasnie koncze chlebak, jeszcze lakierowanie zostalo, a to troche zejdzie, bo ja nie specjalnie za lakierowaniem przepadam. ale w zanadrzu trzymam zdjecia z moich ubieglorocznych poczynan skrzynkowych. i prosze sie nie dziwic, ze takie chlopskie, ja po prostu taki juz mam "wiejsko-romantyczny" styl.

Friday, May 15, 2009

wiosna, cieplejszy wieje wiatr...

a u nas pieknie kwiaty kwitna, drzewka pozielenialy slonce jakos czesciej swieci, slimaki zra rzodkiewke i salate, pietruszka rosnie jak szalona a pora niestety nie. a mnie sie po prostu nic nie chce robic. tylko bym na tym sloneczku siedziala.
no ale dobra, znowu bez przesady z tym leniuchowaniem, choc fakt, ze zaniedbala robotki ostatnio. z nowosci to bawie sie w farbowanie, i w zasadzie tym najbardziej jestem ostatio pochlonieta. testuje wlasnie nowe barwniki, bo poprzednie choc bardzo wydajne nie dawaly soczystych kolorow. troche tez dorobilam sweterka, z avril & co. ale jak zawsze braknie mi, wiec przede czarna i polacze, kurde ja to kocham kombinacje.
a zeby nie bylo, ze ja naprawde juz nic nie robie, to udziergalam jeszcze jedne stringi, wzor podobny co poprzednie tyle, ze tym razem z jedwabiu iii... sama jestem pod wrazeniem! kurde takie piekne wyszly, ze zal sie bylo z nimi rozsawac, no ale... slub sie w koncu bierze raz w zyciu i niech sie pan mlody, widokiem mlodej zony w stringach, cieszy.
Przy okazji wszystkiego dobrego dla Pauliny i Tomka na nowej drodze zycia :)