Saturday, March 21, 2009

skonczone

200g Aodha uprzedzone i uprane, zametkowane i... wyslane!
Pierwszy ten motek wedruje do Joego, alpakowego wlasciciela. Prosil mnie, zeby mu uprzasc kawalek, bo jest ciekaw jak wyglada alpacowa wloczka. "Sample"... ale ile to jest "sample"? postanowilam zrobic cos co sie moze przydac ot chocby na czapke, czy cos...
A ze czasu mi troche zostalo, (pol odcinka Heroes'ow) coz robic bylo, dalej przedlam. A, ze ja nie mam w slowniku slowa "nie da sie" postanowilam uprzasc welne, ktora wg. mojego miemania do przedzenia sie nie nadawala, a mianowicie runo z sufolksa, ktore mam od lokalnego hodowcy owiec. Wyciagnelam wiec resztki uczesane w bata, bo mi ich nie szkoda bylo i uprzedlam! no, a ze byloo tego moze z 20g, to skrecilam razem z resztka alpaki i wyszlo takie oto cos...

Thursday, March 19, 2009

gotowi do startu... start!

kocham konkursy, po prostu nie moge sie oprzec. w sumie dlatego, ze to taki bardzo subiektywno-wymierny oceniacz twojej pracy.
tym razem konkurs na ravelry dotyczacy obchodow dnia swietego patryka. no i sami powiedzcie, jak moglam sie oprzec? sama praca to juz tak z pol roku sie po domu walala, tyle, ze nie skonczona. poniewaz ma motyw koniczyny, to postanowilam dodziergac i wystawic na konkurs. nic nie mowie, ale latwo nie bylo, bo ja jak zawsze wszystko robie z pamieci albo improwizuje wiec doliczyc sie tego potem nie mozna. dobrze, ze to nie jakies swetrzycho, a malutkie stringi tylko!
w calym konkursie chodzilo o to, zeby zrobic cos zwiazanego z irlandia i sw. patrykiem. tak tak, irlandzka koniczyna ma trzy liscie, wiem, dlatego tez, zeby prace bardziej zirlanczyc :) zrobilam fotke z najlepszym stoutem pod sloncem :)

a wszystkich, ktorzy maja konto na ravelry zachecam do zaglosowania w tym watku, wcale nie koniecznie na moja prace, a na ta, ktora najbardziej sie wam podoba, bo wlasnie chodzi o to, zeby bylo sprawiedliwie a nie jakies tam kumoterstwo :)

Tuesday, March 17, 2009

prezenty i happy st. patricks day

dla mojego "dostawcy" runa z alpac, no w zasadzie dla jego zony zrobilam prezent w postaci alpacowego naszyjnika, oczywiscie z aodha :) bo jakze by inaczej. naprawde musze te wory poprzekladac, bo na razie wszystko w brazie...
a poniewaz ja kocham opakowania, metki i cala ta otoczke wokol produktu (to chyba jakies zboczenie zawodowe sie u mnie juz objawia, a moze to zawod mi sie wzial ze zboczenia?) to zrobilam tez pudeleczko. kroj piekny jest nie powiem, tyle, ze bialy papier jakos mi tu nie pasuje, ale co tam, nie jest zle... tak myslalam, zeby zamalowac herbata, ona taki piekny kolor daje, ale juz w kopercie, wec nie bede wyciagac. jak to mowia, nastepnym razem...
no i oczywiscie, zeby nie bylo...
dokonczylam przasc pierwsza przedze z aodha, jakies 250g. no i dodziergalam dzisiaj moja prace na konkurs w ravelry, no ale o tym na razie cisza, zeby nie zapeszac, chociaz pewnie nie wygram, ale poki szanse sa, kazdy nadzieje ma :)

A dla wszystkich moich irlandzko-polskich przyjaciol i w sumie wogole dla wszystkich:
happy st. patrick day!
uwazajcie na leprechaun'y!

Sunday, March 15, 2009

a ze dzien dzis taki sliczny...

"a ze dzien dzis taki sliczny, doskonaly, hokus pokus do pokazu sztuk magicznych..."
caly weekend mi ta fraza z Jankowej ksiazeczki po glowie chodzi. no ale umowmy sie, dzien i wczorajszy i dzisiejszy byl naprawde sliczny. Wcale a wcale tez nie proznowalam, jesli chodzi o obrabianie Alpac. Upralam, znowu Aodha, musze chyba wory pozamieniac miejscami, bo akurat on lezy tak o pod reka to z niego ciagle wyciagam. Wysuszylam, znaczy, dzien taki sliczny byl, ze samo na dworze wyschlo. Przeczesalam i musze przyznac raz jeszcze, ze drum carder to jednak jest swietny wynalazek. A i przy czesaniu, dzielnie mi syn moj pomagal, czyli nie tylko opieka, ale i edukacja, lekcje pokazowo-praktyczna zaliczyl.
A to taka historia krotka moze w ramach dygresji. W przedszkolu dzieci maja zajecia przerozne, jedno z nich to, jak ja to nazywam, "wypytywanie". szanowne panie opiekunki sie dzieci wypytuja, a ile masz rodzenstwa?, a masz pieska albo kotka?, a jaki maja kolor sciany w twoim pokoju?, a co robi twoja mama? i na to wlasnie pytanie syn moj szybko odpowiedzi udzielil "my mummy spinning". przychodze po niego po poludniu, a tu sie mnie opiekunki pytaja czy zeczywiscie moim hobby jest wedkarstwo... (spinning to w angielskim i przedzenie i nawijanie zylki na klowrotek przy wedce). najpierw zdebialam a potem co sie usmialam to moje :)
Wracajac do tematu. Owszem tez poprzedlam i jakos na dniach juz koncze tego nieszczesnego Aodha, chociaz jak juz pisalalm wczesniej popralam wiecej, ale zostawie chyba, bo mam plan, zeby pomieszac troche z miodowa Candy.

Thursday, March 12, 2009

no i mam!

Wczoraj nareszcie dotarl, jest ze mna i sprawil mi wieksza radosc niz myslalam. Ot, coz, nastepne urzadzenie do zabawy: drum carder (kurde sama nie wiem jak to na polski przetlumaczyc "grepla bebnowa? hmm...)
Oczywiscie musialam od razu wyprobowac i po prostu ten kto wynalazek taki sklecil powinien jakas nagrode dostac, moze nie Nobla, ale jakas na pewno. Tak mocno bylam zaaferowana wczorajszym przybyciem kardera, ze nie zrobilam, zadnych zdjec. Zreszta, wyczesalam tylko Aodha.
Za to dzis... Czy to ktos jeszcze pamieta? Moje zmagania z farbowaniem, ktore zbyt rewelacyjne nie byly, dzis zamienily sie w baty :) (kurde znowu problem tlumaczeniowy: rolki, puszki? :) ) Za to baty sa swietne, no przynajmniej moim subiektywnym zdaniem. Zabawy mielismy, tak tak, moj kochany tez pomagal krecic, co niemiara. Zreszta popatrzcie sami co nam wyszlo.
Niestety ta welna sie nie nadaje dla poczatkujacych przadek. Jest bardzo krotka i mocno pokrecona. Za to filc bedzie z niej wspanialy, bo to sufolks i jest bardzo miekki a za razem sztywny.
Na ostatnim zdjeciu bacik, ktory powstal ze zmieszania wszystkich odrzutow z poprzednich batow, mnie sie chyba podoba najbardziej, ale to pewnie dlatego, ze ja to taki "wiejsko-romantyczny" styl mam.
I jak zawsze, zeby nie bylo, ze nic nie robie, to przede sobie nadal Aodha, ale juz sklaniamy sie ku koncowi. No i zeby nie bylo, ze ja tylko o tej welnie to upieklam chleb na zakwasie, ale mi klapnal i jest taki sobie. W sobote robie probe nr 2.

Friday, March 6, 2009

pora na kapiel

Poniewaz dzien dzis taki brzydki, a ja mialam troche luznego, to wrzucilam do kapieli troche welny z alpaki. tym razem postanowilam zrobic goraca kapiel nawet jesli czesc welny ufilcowalaby sie i poszla na zmarnowanie. Wyciagnelam troche Aodha poniewaz zalezy mi na tym, zeby ukrecic przynajmniej 250g z niego, a strasznie duzo jednak odrzucam malutkich puchowych kawalkow, po prostu sa za male, zeby je przasc. No i wyciagnelam sniezna Avril. To cos co mialo byc biale wygladalo raczej na szare z brazowymi packami na calej powierzchni. Jedno jest tylko fajne, alpaki nie cuchna tak jak owca. W mojej umownej skali 1-5 Avril dostaje 5, no moze 4,5 bo jednak nie miala tyle VM co Aodh, niemniej bardzo duzo grudek blota. O tak, ta dziewczynka lubi sie poturlac w blocie...
Piewsza goraca kompiel juz dala efekty, z szarosci zrobil sie jasny szary :) A nie powiem, Aodh tez popuscil...
W sumie 4 kapiele i jedno plukanie daly zadowalajacy rezultat, chociaz na niektorych koncowkach Avril widac jeszcze przebarwienia, ale je chyba obetne. Teraz niestety welna schnie w domu na wieszaku, kurde pada za oknem...

Wednesday, March 4, 2009

shoul I translate this blog into english???

Was just wonder, should I translate all that bla bla's I wrote here, in that blog, into English?
Please feel free to leave a comment... And FEEL FREE all the time in your life :)
Just be aware, my English is not grammar correctly, but you should catch an idea what am I talking about :)

Powolnie...

No to zaczelam zajmowac sie powoli moja welna z Alpac. Na poczatek z pierwszego wora wyciagnelam cudna czekoladowa, mieciutka czesc z grzbietu Aodh'a. Aodh to chlopiec juz dwu letni, jednak ten wor zawieral zeszloroczne zbiory, czyli baby alpaca! Wyciagnelam do prania okolo 250g, po dokladnym obejrzeniu stwierdzilam, ze nawet nie taki brudny jakbym sie spodziewala po wszystkich tych przeczytanych informacjach, jak to Alpaki lubia sie tarzac w kurzu i blocie. Jak na moje oko w skali od 1 - 5 to gdzies 3, przy czym 1 to krystalicznia czystosc, a 5 to swiety turecki. 3 to bedzie gdzies godzinna zabawa czterolatka w piaskownicy, czyli znosnie. Troche pozostalosci po tarzaniu w postaci suchych zdzebel trawy i kawalkow zaschnietego blota bylo, ale raczej duze i latwo wyciagalne.
Potwornie sie balam, zeby niczego nie ufilcowac przypadkiem, wiec ostroznie wlozylam calosc do raczej letniej wody z rozpuszczonym mydlem miodowo-kokosowym. Poniewaz lamowate nie maja lanoliny tak jak owce, nie ma potrzeby stosowac szoku goraca aby ja wytracic. No i poniewaz tejze lanoliny nie posiadaja, mozna bez obawy o zatkanie rur, kapac je w wannie.
Tak tak, moi drodzy czytelnicy, lanolina potrafi zrobic niezle spustoszenie w kanalizacji.
Tak sobie ta welna lezala w tej wodzie i lezala z godzine i nie wydazylo sie nic spektakularnego. Troche brudu puscila, ale jakos nie specjalnie duzo. Operacje powtorzylam i po plukaniu drugim woda byla czysta. Rozwiesilam na dworze i dziekowac, nie wiem komu, akurat piekny sloneczny dzien sie zdazyl i wszystko wyschlo w trzy godzinki. Dalsze ogledziny wykazaly, ze jednak braz nie jest taki jednolity jak w worze wygladal, a ma delikatne przejscia tonalne, z czego w sumie bylam bardzo zadowolona, bo ja nie lubie jak cos plaskie jest.
Po uspieniu mojego potomka wzielam sie za czesanie, kurde mam reczne greple i idzie to straaasznie wolno. Okazalo sie tez, ze jednak welna sie nie doprala tak dobrze jak to wygladalo i w trakcie czesania nadal lecial z niej kurz. Nastepna partie zanim upiore przejade odkurzaczem :)
Zaczelam krecenie, kurde jakie to to cholerstwo jest sliskie. Zamiast uzywac mojej hi-speed bobin, krecie na bardzo malej szpuli, bo sie bardzo welna slizga i ucieka. Po zamianie z duzej na mala przedzie sie znacznie wolniej, ale duuuuzo latwiej. Poki co mam malutko, bo nie mam czasu na krecenie, no ale wyglada bardzo fajnie, co nie?
No ale zeby nie bylo, ze ja nic innego nie robie, to posadzilam na ogrodzie warzywa, a tu dzisiaj przymrozek :) zodkiewka wzejdzie, bo to jak chwast, wszedzie wyrosnie i o kazdej porze roku, obawiam sie jednak o marchewke, szczescie moje, ze syn moj najukochanszy schowal gdzies nasiona pietruszki i pory, bo przemarzly by na pewno.
A zeby zaspokoic moja tekstylna ciekawosc zasadzilam w domu bawelne... No i jest! Wyosla calkiem szybko okolo tygodnia czasu i kielki juz byly. Roslinki ze zdjecia w niedziele skoncza 3 tygodnie.

Aha, no i jeszcze na drutach tez porobilam w trakcie ogladania kabaretu Georga Carlina, gosc jest po prostu kompletnie bez skrupulow. Traktuje wszystko co nas otacza jak kompletna bzdure, ale teksty ma tak zabawne, ze boki mozna zrywac. Dla tych wszystkich, ktorzy nie wiedza, tylko w Polsce zdarzaja sie kabaretowe show: spiewam, tanczezrywam pomarancze. W Irlandii i tak generalnie w anglojezycznych krajach to zazwyczaj ktos stoi i gada - stand up comediant sie toto nazywa, o tak jak Kryszak na przyklad. Sorry za dygresje :) A wracajac do tematu: Z pierwszej mojej ukreconej i pofarbowanej welny powstaje oj! jamajka kamizelka. Jak zawsze welny mam za malo, ale ja polacze z czyms, jeszcze z czym nie wiem dokladnie. Sama sobie zycze powodzenia, bo opcje sa nieograniczone.

Monday, March 2, 2009

la...ma mama... taralala... la...ma mama...

W porze pomiedzy sniadaniem a lunchem wraz z moim synem wbralismy sie na wyprawe zdobycia nowego materialu do przedzenia. Znalazlam chodowce Alpac (takie mniejsze lamy) bardzo blisko mnie.
Juz o osmej rano potomek moj zerwal sie z lozka i wola "mama, mama, jedziemy na dzidziontka". Coz bylo robic, tez sie zerwalam i nie mniej podekscytowana, zaczelam sie zbierac. Miala z nami jechac Asia, ale z przyczyn niezaleznych jednak sie jej nie udalo.
Droga nie byla daleka. Bez wiekszych przeszkod dotarlismy na miejsce. Przywital nas bardzo mily wlasciciel zwierzat - Joseph, a i same alpaki podeszly sie z nami przywitac. O matko... jakie one maja ogromne czarne oczy!
Oczywiscie moj sym bardziej zainteresowany autami niz zwierzetami pobiegl do garazu. Ja ucielam sobie krotka pogawedke z Joe i tez udalismy sie w strone, w ktora moj syn pobobiegl pierwszy. A w garazu, jak ja to zobaczylam, to malo nie zemdlalam, cala sciana zawalona welna z Alpak. Oczywiscie wszystko ladnie posegregowane i podpisane. I biale, i brazowe, i miodowe, i szare, i mieszane, cudneeee...
I w ten sposob wlasnie wyladowalam z okolo 10-15 kg welny na przemial. Oczywiscie troche juz upralam, no, nie moglam sie oprzec, i troszke pokrecilam, no tez sie oprzec nie moglam. Obiecalam ukrecic cos dla zony Joego wiec nie ma rady, trzeba sie brac ostro do roboty.
Niestety z samej wyprawy zadnej fotografi nie mam, bo aparat zabral moj zyciowy partner aby popstrykac fotki na koncercie Kazika. Zaproszona jednak zostalam w czerwcu na obejrzenie nowego przychowku, bo jak sie okazalo trzy samice sa w ciazy. Wtedy to, uzupelnie.

na zdjeciach: 1. Aodh (czyt. Ej) - baby alpaca - chocolade, 2. Candy - baby alpaca - honey, 3. Avril - adult alpaca - snow, 4. wory z welna :)
Nie zrobilam zdjec wszystkich run, jak tylko posegreguje to nadrobie.