Tuesday, April 28, 2009

ale za to niedziela...

Ostatniej niedzieli wybralysmy sie z kolezanka moja Joanna do zaprzyjaznionej filcomaniaczki Katarzyny do Limerick.
Juz z samego rana, zeby czasu nie tracic wyruszylysmy w podroz. Oczywiscie z mala pomylka, bo przeciez topografia Limerick jest nam znana minimalnie a i pamiec ludzka krotka bywa, ale jednak kolo 11 dotarlysmy na miejsce.
I zaczelo sie z kopyta, nawet dobrze herbaty nie wypilysmy. Kasia wywalila cala welne i "prosze bardzo do roboty, kawy tu nie przyjechalyscie pic :)"
Asia jak zawsze pieknego kwiata ufilcowala, ja sie zabralam za kapelusz a Kasia testowala moja greplarke.
Z pierwszej proby kapelusza wyszla miska :) tez ladna. Druga proba juz znacznie bardziej udana. Zobaczcie sami. I tak nam przy pracy zeszlo pare godzin. Wycieczka jak najbardziej udana, teraz na odwiedziny, kolej Katarzyny :)

Thursday, April 9, 2009

zaleglosci

Jakos tak wyszlo, ze ani czasu, ani sily, ni ochoty nie mialam na sprawozdania z dziergania :)
wierze, ze czas bez czytania moich wypocin minal wam szybko i w atmosferze zgola przyjemnej. ufam tez, ze jednak teskniliscie za bzdurami rozbotkowymi choc troche.
Na poczatek, pragne przedstawic moj sklep na etsy oraz na dawandzie. Wkrotce pojawia sie tam nowosci alpacowe i nie tylko, o ile oczywiscie czas pozwoli bedzie to naprawde wkrotce.
Ale do rzeczy, bo przeciez nie bznesem zyje czlowiek.
W poprzednia sobote spotkalysmy sie z Asia, zeby troche podziubac. Zanim nadjechala, zamoczylam cala Candy. Candy to dziewczynka o przeuroczym kolorze futra, takim zlotawo-miodowy, to co w worze bylo to pierwsze zbiory, czyli znowu baby alpaca, no cudo po prostu. Cudnie brudna tez, chociaz nie tak potwornie jak Avril.
Dzien byl taki ladny (co nieczesto sie zdaza, a juz na pewno nie dwie soboty pod rzad) postanowilysmy wyczesac troche, uprzednio upranej, welny na dworze, troche w ramach eksperymentu tez pomieszac. Oprocz tego, ze moj niezawodny w takich sytacjach syn, poroznosil welne po wszystkich grzadkach, "zeby roslinkom bylo cieplo", to szlo gladko. I w sumie, oprocz tego czesania i papalania nie zrobilysmy nic. Za to popatrzcie jakie Aska piekne kwiaty zrobila filcowe, ah... A Candy sie suszyla...
A zeby nie bylo, ze ja tak w tyle, to popatrzcie jak mi ladnie wyszla wloczka z rozowawej Avril zmieszanej z roznosciami. Jak nigdy, jestem pelna podziwu dla siebie, bo wyszla naprawde rowno i w bardzo przyjemnym kolorze.
I to chyba na tyle, choc pewna jestem, ze oczyms zapomnialam.
Ano wlasnie,
Wszystkim wam, szanowni czytelnicy, jak i waszym rodzinom i przyjaciolom, chce zyczyc slonecznych Swiat Wielkanocnych.

Wednesday, April 1, 2009

tak sie zajelam, ze zapomnialam...

tak, tak, nie pisze, bo nie mam czasu, zajelam sie sprawami niecierpiacymi zwloki.
1. upralam biala avril
2. wyczesalam ja rowniez oraz ufarbowalam. na zdjeciu wyglada jakby miala byc czerwona, ale niech was oczy nie myla, barwnik byl zmieszany z zolcia i mocno rozcienczony, bo po wszystkim kolor wyjsc mial pomaranczowy. wyszedl raczej rozowy, ale tez ladny.
3. zmieszalam ja z resztka upranego aodh'a i z malymi bacikam ufarbowanej wczesniej welny w kolorze bordowym i pomaranczowym. chcialam troche tez roz zbrudzic i sie udalo.
4. naprodukowalam z 200 g wyzej wymienionego mieszadla
5. zaczelam przasc. idzie gladko. jednak avril jest znacznie latwiejsza do opanowania, po prostu jej wlosie jest baaardzo dlugie, tak na oko 10cm i troche bardziej pokrecone, czyli przyczepia sie sama do siebie latwiej, no i pewnie wmieszana welna tez troche ulatwila prace.
6. zaczelam robic chuste z dzikiego jedwabiu (feshwa) w kolorze jasnego zlota. niezmiernie mi potrzebny, jakbym nie miala 100 innych. Ale ja mam obsesje na punkcie szali, chust, i takich tam. Jakby komus trzeba bylo wymyslac dla mnie prezent to juz wie.